Minęło ponad wiele  lat od czasu opublikowania tych informacji 1

Drogi Jezu, pragnę część każdego nadchodzącego dnia
Dzielić z Tobą w miejscu,
Gdzie mogę usiąść, otrzymać Twój spokój,
I usłyszeć jak przemawiasz do mnie.

Miejscu, gdzie mogę odwrócić się
I pozostawić za sobą troski życia,
Gdzie mogę otrzymać siłę, której potrzebuję
Aby zapomnieć o burzach i potyczkach życia.

W miejscu cichym, spokojnym i ufnym
Gdzie tylko Ty możesz dać
Błogosławieństwo, które potrzebuję –
W tym miejscu odpoczywałbym i żył.

Autor nieznany 

  1. http://www.bbc.co.uk/science/horizon/2000/vanished.shtml], a mimo to wciąż jestem zafascynowany historią komercyjnego samolotu, który w tajemniczych okolicznościach zaginął w czasie rutynowego lotu.

    Wszystko działo się w roku 1947. Brytyjski samolot pasażerski o nazwie Star Dust wystartował z Buenos Aires w Argentynie w kierunku stolicy Chile, Santiago. Lot ten standardowo miał trwać mniej niż 4 godziny. Trasa lotu przebiegałam nad Andami. Kapitan lotu jak i pierwsi i drudzy oficerowi byli doświadczonymi pilotami. Służyli w Królewskich Siłach Powietrznych w czasie Drugiej Wojny Światowej, a sam model samolotu – Avro Lancastrian – był doskonale przystosowany do zadania.

    Niezawodni ludzi, doskonałe maszyny.

    Star Dust nadał przez radio swoją pozycję w pobliżu Mendozy o godzinie siedemnastej. Teren był jeszcze widoczny, ale góry były przykryte chmurami. Jak na razie, wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem. O godzinie 17.41, pilot  skontaktował się z kontrolerem lotu w Santiago, potwierdzając przylot samolotu w przeciągu kilku minut.

    Po czym … cisza. Samolot najzwyczajniej zniknął. Przez lata nie znaleziono jego wraku, nie było też żadnych tropów czy wskazówek tłumaczących co stało się z samolotem Star Dust, pięcioma członkami załogi, oraz sześcioma pasażerami.

    To zdarzenie przez ponad pięćdziesiąt lat okryte było tajemnicą. Aż w końcu, na lodowcu, wysoko na Górze  Tupungato, na jednej z najwyższych gór w Południowej Ameryce, odnaleziono wrak samolotu. Samolot nie był poza granicami Santiago, jak zakładał pilot, lecz 50 mil od stolicy, ale po złej stronie gór.

    Co się stało? Badacze uważają, że znają odpowiedzi.

    Kapitan samolotu Star Dust poinformował kontrolę lotów, że ma zamiar wzbić się na wysokość około 7,300 m, aby ominąć strefę złej pogody. Taka decyzja wydawała się być bezpiecznym i rozsądnym krokiem. Piloci Star Dust nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że zaraz natkną się na niewidoczne zjawisko meteorologiczne. Prąd strumieniowy to silny, wysokościowy wiatr wiejący z szybkością ponad 160 km na godzinę z zachodu na wschód dokoła ziemi. Rozwija się jednak tylko ponad normalnymi systemami pogodowymi, a w 1947 roku, nieliczne samoloty mogły latać na tyle wysoko, aby napotkać prąd strumieniowy. Tak więc wtedy zjawisko to było jeszcze mało znane.

    BBC podaje, że Star Dust wspiął się na większą wysokość i zaczął wchodzić w prąd strumieniowy. Prędkość samolotu dramatycznie spadała, jednak załoga nie miała o tym pojęcia.

    Skutki działania prądu strumieniowego były druzgocące. Pewny tego, że Andy są za nimi, pilot, Reginald Cook, rozpoczął obniżanie lotu. Był przekonany, że kiedy Star Dust wyłoni się zza chmur będzie nad Lotniskiem w Sandiego. Tymczasem, zniżali się prosto w kierunku Góry Tupungato, którą przykrywały chmury. Katastrofa była nieunikniona. Zmierzając w złym kierunku z powody prądu strumieniowego, Star Dust wpadł prosto na okryty chmurami lodowiec.

    Sądzi się, że samolot uderzył w pionową  ścianę lodu wywołując tym samym  lawinę, która pokryła go śniegiem. I w ten sposób Star Dust zniknął z pola widzenia. Przez dziesiątki lat, wrak zsuwał się w dół wraz z lodowcem w kierunku niższej pokrytej skałami partii terenu. I w końcu w miejscu topienia się lodowca, można było ponownie dostrzec Star Dust.

    Badanie wraku wykazało, że samolot był w dobrym stanie. Lot przebiegał w sposób bezproblemowy i normalny do czasu gdy Star Dust czołowo zderzył się z lodowcem.

    Załodze Star Dust nie przypisuje się żadnej winy. Bez względu na poziom profesjonalizmu, kompetentności, czy doświadczenia, ludzie ci nie mogli domyślić się, że hamuje ich prąd strumieniowy mieszający w ich obliczeniach nawigacyjnych.

    Pomimo naszych ogromnych starań w zakresie sterowania życiem, robienia tego co słuszne, czy też spełniania obowiązków, nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani uniknąć niewidocznych życiowych prądów strumieniowych czy też problemów. Pod wieloma względami, tak naprawdę podążamy w ciemności. Nie mamy możliwości ani nawigacyjnych umiejętności przewidywania przyszłości czy też unikania zagrożeń.

    Tak więc, kiedy podążamy naprzód wykorzystując wszelką dostępną nam wiedzę i środki, ważne jest abyśmy pozostawali w silnym związku z wszechwiedzącym Bogiem, który jest dla nas niezawodnym system nawigacyjnym. Nie musimy podążać w ciemności, ponieważ Jezus zapewnia, “Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia.” [[Ewangelia wg św. Jana 8:12