Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy jechałem wąską dwupasmową drogą w środkowym Meksyku. Spojrzałem na moją żonę, Amber, która spała obok mnie. W lusterku wstecznym widziałem nasze trzy córki – Tory, błyskotliwą czterolatkę; Shelly, która właśnie skończyła dwa lata i prawie nie przestawała mówić; oraz małą Vanessę. Wszystkie również szybko spały. Rozważałem zatrzymanie się na kawę, ale postanowiłem to odrzucić. Zatrzymanie się na pewno by wszystkich obudziło. Poza tym ścigaliśmy się z czasem. Nie miałem nic przeciwko prowadzeniu samochodu wieczorem, kiedy dzieci spały, a w samochodzie było chłodno. Dawało mi to też czas na myślenie. Potrzebowałem tego. To był długi rok!
Myślami wróciłem do czasów, gdy Amber była w ciąży z Vanessą. Podróżowaliśmy na Zachodnie Wybrzeże USA, aby odwiedzić rodzinę Amber, a następnie na Wschodnie Wybrzeże, aby odwiedzić moją. W końcu dołączyliśmy do ośrodka misyjnego na południu Meksyku, przybywając tam trzy tygodnie przed terminem porodu Amber. Miała przeczucia, że coś jest nie tak z dzieckiem. Oczywiście mówiłem jej, że za bardzo się martwi. Ale Amber miała rację. Wkrótce po urodzeniu Vanessy powiedziano nam, że ma ona wadę serca, która będzie wymagała operacji. Nie znaliśmy jeszcze pełnego stanu jej zdrowia, ale lekarze namawiali nas do powrotu do Stanów Zjednoczonych, aby uzyskać lepszą opiekę medyczną. Znajomi z Dallas w Teksasie zgodzili się przyjąć nas na miesiąc. Tam właśnie się teraz jedziemy.
* * *
Przyjechaliśmy do domu naszych przyjaciół we wczesnych godzinach rannych, do pięknie przygotowanego pokoju. Dziewczynki były zachwycone, gdy znalazły dwa małe łóżka, dokładnie w ich rozmiarze. “Mamusiu, jak długo możemy zostać w tym hotelu?” zapytała Tory ze zdziwieniem.
Nasza pierwsza wizyta u kardiologa zakończyła się wyjazdem karetką na oddział intensywnej terapii w Dziecięcym Centrum Medycznym. Vanessa spędziła tam ponad dwa miesiące, jej maleńkie ciało walczyło z operacją serca, słabymi płucami, intubacjami i zakażeniami paciorkowcowymi. Amber i ja na zmianę przebywałyśmy z Vanessą w szpitalu, jedno z nas było przy niej przez całą dobę. Przez cały czas ci wspaniali przyjaciele opiekowali się naszymi dziewczynkami, gotowali nam posiłki, prali bieliznę, pożyczali samochód, kiedy nasz się zepsuł, a nawet płacili za przejazd autostradą, żebyśmy mogli jechać krótszą trasą do i ze szpitala.
Kiedy w końcu mogliśmy zabrać małą Vanessę do domu, aby wyzdrowiała, dali nam własną sypialnię, gdzie było więcej miejsca na cały sprzęt medyczny potrzebny do opieki nad Vanessą. Przez cały ten czas nie wspomnieli ani słowem o tym, ile ich to kosztowało.
Sześć tygodni później Vanessa zapadła w śpiączkę i ponownie trafiła do szpitala. Przez następne trzy miesiące zespół lekarzy próbował zdiagnozować problem. Kiedy wyniki badań przychodziły jeden po drugim, byliśmy przytłoczeni. Jej mózg był uszkodzony. Była głucha i niewidoma. Stan jej serca wymagał wielu operacji. Jej stan był nieuleczalny. Lekarze dali jej rok – może dwa – i oddali ją pod naszą opiekę.
Przez miesiące nasi przyjaciele dzielili się wszystkim, nie żądając niczego w zamian. Byliśmy pewni, że nie ma możliwości, aby nadal nas wspierali. Znaleźliśmy małe mieszkanie w pobliżu szpitala i przygotowaliśmy się do przeprowadzki.
Wtedy nasi przyjaciele zrobili coś, czego się nie spodziewaliśmy. Poprosili nas, żebyśmy zostali. Czy zastanawiali się, w co się pakują? Czy zdawali sobie sprawę, że Amber i ja będziemy musieli zajmować się dzieckiem na zmianę 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu? Że Vanessa będzie potrzebowała stałej opieki medycznej, cotygodniowych wizyt pielęgniarek? To wywróciłoby ich dom do góry nogami. A my nie byłyśmy pewni, ile będziemy mogli wnieść, czy to finansowo, czy w inny sposób. Czy zdawali sobie sprawę, że to może trwać latami?
Zrozumieli i spokojnie odpowiedzieli: “Czegokolwiek potrzebujecie, tak długo, jak tego potrzebujecie, jesteśmy tu dla was!”.
* * *
Kilka miesięcy później, podczas spokojnego odpoczynku, Vanessa przeszła z ramion matki w ramiona Jezusa. To było dwadzieścia lat temu. Do dziś działania naszych przyjaciół pozostają najbardziej wyrazistym przykładem ofiarnego dawania, jaki kiedykolwiek widziałem – prawdziwej bezwarunkowej miłości i życzliwości, miłości, która daje aż do bólu, a potem jeszcze trochę, nawet wtedy, gdy wie, że ci, którzy ją otrzymują, nigdy się nie odwdzięczą. Nasi przyjaciele nie tylko powiedzieli, że chcą iść za przykładem Chrystusa, oni to zrobili!