Któregoś dnia, podczas spaceru zobaczyłem małego chłopca, który wraz ze swoim tatą bawił się na boisku, rzucając piłką tam i z powrotem. W pewnym momencie, ojciec przytrzymał piłkę w górze i wskazał najodleglejszy koniec boiska.

„Ruszaj, synu!” krzyknął.

Ojciec nie rzucił jeszcze piłką, ale chłopiec zaczął biec. Za nim, jego tata przygotowywał się do rzutu. Kiedy chłopiec spojrzał przez ramię, ojciec wyrzucił piłkę daleko przed synem. Chłopiec biegł, co jakiś czas spoglądając na piłkę. Aż w końcu, w doskonałym momencie, wyciągnął ręce, podskoczył i złapał piłkę, która do niego dotarła.

Owszem, jest to zwyczajna historia. Ale jak to często się zdarza, na podstawie tego niczym nie wyróżniającego się zdarzenia, Bóg  przekazał mi pewną naukę.

W tamtym czasie, potrzebowałem cudu i czekałem na to, aż Bóg przyjdzie mi z pomocą. Wiedziałem, że mi pomoże, ale nic się nie działo, więc nie przysępowałem do działania. Tymczasem, mój Ojciec potrzebował, abym ruszył.

Musiałem zacząć. Bóg miał gotowy cud, ale kiedy powiedział, „Ruszaj, synu!” ja stałem tracąc czas. Miałem wiarę, ale nie robiłem tego, co do mnie należy.

Musimy wykorzystać w praktyce naszą wiarę i zacząć biec. Tamten chłopiec biegł zanim jego ojciec zaczął przygotowywać się do rzutu. I nie przestawał biec. Biegł wiedząc, że jego ojciec wie jak daleko musi biec i że w razie potrzeby przyjdzie mu z pomocą. Tamten chłopiec nie miał pewności, że piłka do niego dotrze. Miał tylko dziecięcą wiarę.

Było to doskonałe podanie, które wylądowało we właściwym czasie i miejscu. Tamten chłopiec musiał tylko wyciągnąć ręce, zaufać i złapać podanie obiema rękoma.

Nastęopnym razem, kiedy poproszę Boga o pomoc, będę pamiętać, że czasami On chce, abym wykonał swoją część zdania, abym „ruszył.”